VPN-y uchodzą za bezpieczne, tyle że są w chińskich rękach
VPN to tunele, przez które przepływa ruch w ramach sieci prywatnej. Obecnie na świecie działa 97 usług tego typu, a należą łącznie do 23 różnych firm. Co ciekawe, większość z nich działa w Chinach – kraju, gdzie karą za korzystanie z nich jest nawet dożywotnia utrata dostępu do internetu.
Serwis Computerweekly dotarł do badań geolokalizacyjnych firmy VPNpro. Testy wykazały, że 30 proc. sieci VPN kontrolowanych jest łącznie przez sześć chińskich koncernów. Część tych sieci jest współdzielona przez różne podmioty – realnie daje to 10 niezależnych VPN-ów. Sporo podmiotów zarejestrowanych jest też w równie niedemokratycznym... Pakistanie.
To o tyle niepokojące, że przepisy dotyczące prywatności nie są w tych państwach respektowane. Wystarczy przypomnieć o wykrytych przypadkach wgrywania turystom oprogramowania szpiegującego na smartfonach. VPN staje się więc kolejną dla rządu Państwa Środka furtką, pozwalającą monitorować aktywność internautów z całego świata.
Tak zagrożenie tłumaczy Laura Kornelija z VPNpro w komentarzu dla Computerweekly: "Nie oskarżamy żadnej z firm o robienie czegoś niedozwolonego. Jednakże obawiamy się że tak wielu dostawców sieci VPN to nie do końca przejrzyste pomioty – nie wiadomo dokładnie kto jest właścicielem i gdzie są zarejestrowane. Wielu użytkowników zszokowałoby to, że przesyłane przez VPN-y dane mogą być wykorzystywane w krajach takich jak Chiny czy Pakistan."
By uniknąć wzroku Wielkiego Brata, naukowcy zalecają więc przede wszystkim rozważne wybieranie sieci VPN. Najlepiej takich, które nie monitorują aktywności użytkowników. Niestety, to głównie dostawcy płatnych usług rzeczywiście potrafią wykazać, że usługa zapewnia pełną prywatność. Bezpieczeństwo ma swoją cenę.
fot. Wikipedia