Test gry Battlefield V
To tytuł, który od lat już stawia przede wszystkim na grę w różnych trybach sieciowych, z edycji na edycję kampanię dla pojedynczego gracza traktując coraz bardziej po macoszemu. Nie inaczej jest w tym przypadku.
Ten kalejdoskop zdarzeń zostanie jeszcze w grudniu uzupełniony o rozdział czwarty, ale nie zmienia to faktu, że misje singlowe nie przekonują. O ile ostatnia z wymienionych wypada najlepiej ze względu na narrację, o tyle pozostałe są łatwymi zadaniami, które nie stawiają przed graczem większych wyzwań i niczym nie zaskakują. Na szczęście mamy również wspomniane zmagania w sieci, gdzie Battlefield V błyszczy.
W praktyce takie kooperowanie zespołu działa świetnie. Tym lepiej, że w piątej części gry wprowadzono dodatkowe mechanizmy premiujące wspólną grę drużyny. Jej członkowie mogą udzielać sobie nawzajem doraźnej pomocy medycznej, wspólnie również zbierają punkty, które dowódca drużyny może spożytkować na wsparcie. Tym mocniejsze, im więcej wspomnianych punktów uda się zebrać. Żaden Battlefield wcześniej nie nagradzał tak wyraźnie współdziałania.
Pod względem technicznym jest bardzo dobrze. Gra co prawda cierpi na choroby wieku młodzieńczego, czyli niestabilność i pojawiające się błędy techniczne, ale w ogólnym rozrachunku nie zawodzi. Przede wszystkim robi wrażenie grafika – to jedna z najładniejszych gier tego roku. Jeśli ktoś lubi zabawę w sieci i II wojnę światową, a do tego ma przyzwoity komputer, to Battlefield V nie sprawi mu zawodu.
