Test gry Divinity: Original Sin 2
Rzesze osób, które na Kickstarterze wsparły tworzenie gry, mogą odetchnąć z ulgą. Belgowie znów przygotowali ambitny tytuł inspirowany klasyką gatunku, nie rezygnując przy tym ze specyficznego humoru – „jedynce” było chwilami blisko do „Świata Dysku”.
W tym celu można po prostu wybić strażników i opuścić więzienny most, ale dałoby się też m.in. przekraść w cieniu, uzyskać przychylność chłopca dysponującego łódką czy wykorzystać teleportację. Prawie każdy problem w grze autorzy pozwalają rozwiązać na wiele sposobów: gdy np. głucha na perswazję krasnoludzica nie chce ruszyć się spod drzwi, można telekinezą wysunąć jej stołek spod zadka, a w razie problemów
z wejściem do lochu warto użyć talentu pozwalającego przepytać miejscowego szczura.
Szkoda tylko, że D:OS2 niekiedy gubi się
w śledzeniu interakcji – w dzienniku widać wpisy bez związku z faktycznie podjętym działaniem, ukończone misje nie są odhaczane, a bohaterowie niezależni zapominają, że daną rozmowę już odbyli. W grze pęczniejącej od zadań pobocznych, pamiętliwych postaci
i brzemiennych w skutki decyzji, która pozwala zabić lub okraść każdego i którą przechodzić można i sto godzin, trochę to razi.
Zróżnicowany bestiariusz (od płonących robali po smoki!), zatrzęsienie nakładanych na walczących efektów, splecione zależnościami zaklęcia i ataki oraz bogactwo arsenału przytłaczają, ale fani „papierowego” RPG powinni być w D:OS2 wniebowzięci. Z myślą
o nich przygotowano zresztą tryb Mistrza Gry,
w którym można poprowadzić samodzielnie spreparowaną w edytorze przygodę dla czterech graczy. Całe szczęście, że wzorcowa kampania już jest w zestawie.
