Zmarł Steve Jobs
W nocy z 5 na 6 października świat obiegła wiadomość o śmierci jednej z najbardziej rozpoznawalnych osób w historii komputeryzacji - Steve'a Jobsa.
Historia człowieka, w którego przez lata wpatrzone były oczy całego świata IT, mogłaby posłużyć jako materiał do nakręcenia filmu. Jego walka z przeciwnościami losu zaczęła się tuż po narodzinach, kiedy to został porzucony przez biologicznych rodziców i adoptowany przez parę z Mountain View.
Pierwsze zarobione pieniądze poświęcił na wyprawę do Indii, skąd wrócił całkowicie odnowiony - jako buddysta. W czasie wakacji w szkole średniej pracował w koncernie Hewlett-Packard, a gdy dostał się na studia, wytrzymał na nich tylko jeden semestr. Po porzuceniu studiów uczęszczał jeszcze na zajęcia z... kaligrafii. - Gdyby nie te lekcje, maki nie miałyby takich eleganckich czcionek - podsumowywał swoją oficjalną edukację Jobs.
Jak to możliwe, że niechciane dziecko pary studentów z Kalifornii zbudowało jedną z najpopularniejszych i najbardziej wpływowych firm na świecie? Według Leandera Kahneya, autora książki, "Być jak Steve Jobs. Jeśli chodzi o pomysły, wszystko jest dozwolone", za sukcesem Apple stały determinacja, spryt oraz megalomania Steve'a Jobsa. Kahney stawiał tezę, że bez Jobsa Apple nie istnieje, a to jego osobowość była głównym filarem sukcesu firmy i popularności loga z jabłkiem.
Nie da się ukryć, że lata świetności Apple przypadły właśnie na okres, gdy firma zarządzana była przez Jobsa - wizjonera, człowieka zawsze myślącego o przyszłości. Normalny tryb funkcjonowania firmy został pokrzyżowany przez jego problemy zdrowotne. W 2004 roku zdiagnozowano u niego raka trzustki. Po wygranej bitwie z chorobą musiał w 2009 roku stoczyć kolejną batalię - tym razem zmuszony był przejść przeszczep wątroby.
W nocy z 5 na 6 października 2011 roku Steve Jobs umarł. Człowiek o ogromnej sile i odwadze do walki na wielu frontach, wizjoner magicznie porywający tłumy przechodzi do historii. Jedno jest pewne - zapisuje się w niej wielkimi, grubymi literami. Dziękujemy.