A A A

Roboty nie do roboty

PC Format 8/2018
Na łamach PC Formatu pisaliśmy już o maszynach mających wspomagać człowieka na polu walki czy robotach asystujących lekarzom podczas skomplikowanych operacji. A co z ich dużo starszymi braćmi, których celem jest po prostu zapewnianie człowiekowi rozrywki? Michał Amielańczyk

Ruchome puszki

U zarania ubiegłego wieku mechaniczne, nakręcane zabawki nie były już tylko produktem dla elit, m.in. dzięki upowszechnieniu metod taniej produkcji blachy ocynowanej. Wykrystalizował się też nowy nurt literacki – fantastyka naukowa. W 1920 Karel Čapek napisał „R.U.R.” (patrz ramka), a siedem lat później kinową premierę miało legendarne „Metropolis” Fritza Langa, w którym pojawia się kobieta-robot imieniem Maria. Czy powinno więc dziwić, że już w 1928 roku gości londyńskiej wystawy stowarzyszenia modelarzy witał blaszany Eryk, zdolny kłaniać się i kręcić głową, a także przemawiać głosem lektora nadawanym drogą radiową? Kiedy został zabrany na pokazy w Stanach Zjednoczonych, zachwyconym gościom przedstawiał się jako „robot Eryk, człowiek bez duszy”.

Po drugiej wojnie światowej, wobec zagrożenia wojną atomową, science fiction rozkwitało, więc i futurystyczne miniaturowe roboty stały się chodliwym towarem. Amerykańską odpowiedzią na napływ japońskich maszynek takich jak blaszany, maszerujący Lilliput był Robot Robert. Ta dość pokraczna zabawka z pilotem na przewodzie jeździła, przedstawiała się, unosiła lekkie przedmioty, błyskała oczami, a nawet prowadziła minibuldożer. Mierzący 36 cm Robert należał do prekursorów nowej generacji zabawek – wykonano go z plastiku. Niestety, choć wystąpił nawet w głośnym hollywoodzkim filmie, nie odniósł sukcesu, a jego producent przerzucił się na produkcję gadżetów takich jak nakręcany, „spacerujący” Mr Machine. Ten z kolei należał do pierwszych robotów „edukacyjnych” - można było łatwo go rozłożyć, a pracujące mechanizmy były dobrze widoczne.

Bawiąc, uczy

Wraz z popularyzacją komputerów rosła liczba urządzeń, które mogły stać się nie tylko kosztowną zabawką, ale i narzędziem do nauki. Pod koniec lat sześćdziesiątych trójka badaczy z Massachusetts zaczęła rozwijać prosty język programistyczny Logo, który miał pozwolić na zrozumienie kodowania nawet uczniom pierwszych klas szkół podstawowych. Jego uzupełnieniem stała się ewoluująca w kolejnej dekadzie rodzina robotów Turtle – mechanicznych żółwi, których ruchy dzieciaki programowały, wpisując komendy w Logo. Po przytwierdzeniu pisaka do korpusu robotyczny gad mógł nawet rysować na podłożu różne kształty. Seymour Patert, jeden z ojców projektu, opisał swój nowatorski koncept „edukacji poprzez roboty” w wydanej w 1980 roku pracy „Mindstorms”. Czy ta nazwa nie brzmi znajomo?

Popularne dziś na całym świecie klocki Lego Mindstorms, których pierwsza wersja trafiła na rynek w 1998 roku, stanowią właśnie pochodną dzieła Paterta. W zestawach Mindstorms znajdują się nie tylko setki klocków pozwalających składać modele pojazdów, ale i zamknięte w kompatybilnych obudowach gotowe elementy elektroniczne. Są to silniczki, do których można podłączać np. zębatki poruszające kołami czy ramieniem dźwigu, sensory (dotyku, światła, koloru, dźwięku) oraz moduły służące do komunikacji. Serce najnowszego zestawu EV3 stanowi działający w oparciu o Linuksa klocek wyposażony w procesor ARM9 300 MHz, 64 MB RAM-u, interfejsy Bluetooth i Wi-Fi. Działanie robotów programuje się w prostym, wykorzystującym sekwencje ikon interfejsie, a do wydawania komend gotowej maszynie może służyć aplikacja zainstalowana w smartfonie.

Zanim pojawiło się Mindstorms, zamożne dzieci z Zachodu cieszyły się też np. słynnym Big Trakiem – wydającym charakterystyczne dźwięki kosmicznym sześciokołowcem. Tę zabawkę z 1979 roku też należało zaprogramować: za pomocą panelu na kadłubie zapisywało się do szesnastu poleceń, np. „jedź metr do przodu, obróć się w lewo, strzel”. Łazik został szybko odtworzony przez inżynierów zza Buga – radziecka Elektronika wyprodukowała nawet wariant wzbogacony, wyposażony w wystrzeliwane śmigło. Uproszczone wersje „planetochodów” były zresztą sprzedawane i w PRL-u.

Dlaczego „robot”?

Spopularyzowanie nazwy przypisuje się czeskiemu pisarzowi Karelowi Čapkowi. „Roboty” pojawiły się w jego sztuce science-fiction zatytułowanej „R.U.R.” („Roboty Uniwersalne Rossuma”) z 1920 roku. Te poddane ludziom syntetyczne stworzenia uformowane na kształt człowieka miały początkowo nazywać się „labouri”, ale niezadowolony z brzmienia wyrazu Karel zwrócił się o pomoc do brata, malarza Josefa – i to on zaproponował ostateczną nazwę. Słownik Języka Polskiego PWN definiuje robota po prostu jako „urządzenie zastępujące człowieka przy wykonywaniu niektórych czynności”, za to np. słownik oksfordzki stwierdza w podstawowej definicji, że jest to maszyna, która wyglądem i wykonywanymi czynnościami przypomina istotę ludzką. Tę „człekokształtność” (i inteligencję) słownik pewuenowski rezerwuje wprawdzie dla tzw. androidów, ale której nazwy by nie używać, opisywane urządzenia pokazują, że wynalazcy chętnie czynią ze swych dzieł właśnie twory, które choć częściowo przypominają żywe organizmy.


Tagi: sprzęt nauka
Ocena:
Oceń:
Komentarze (0)

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy. Komentarze wyświetlane są od najnowszych.
Najnowsze aktualności


Nie zapomnij o haśle!
21 czerwca 2022
Choć mogą się wydawać mało nowoczesne, hasła to nadal nie tylko jeden z najpopularniejszych sposobów zabezpieczania swoich kont, ale także...


Artykuły z wydań

  • 2024
  • 2023
  • 2022
  • 2021
  • 2020
  • 2019
  • 2018
  • 2017
  • 2016
  • 2015
  • 2014
  • 2013
  • 2012
  • 2011
  • 2010
  • 2009
  • 2008
  • 2007
Zawartość aktualnego numeru

aktualny numer powiększ okładkę Wybrane artykuły z PC Format 1/2022
Przejdź do innych artykułów
płyta powiększ płytę
Załóż konto
Co daje konto w serwisie pcformat.pl?

Po założeniu konta otrzymujesz możliwość oceniania materiałów, uczestnictwa w życiu forum oraz komentowania artykułów i aktualności przy użyciu indywidualnego identyfikatora.

Załóż konto